„Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” to zbiór opowiadań o sile wyobraźni, o kreacyjnej mocy języka dla którego nieskrępowana wyobraźnia staje się źródłem kolejnych obrazów i inspiracji. W opowiadaniach Murek łączymy się ze statkiem kosmicznym przez pasma radiowe, obserwujemy przygłuchawą Matkę Boską, która wraz z samobójczyniami w Niebie dzierga skarpetki dla Jezusa, wybieramy się na podwieczorek dla zmarłych,
(...)
gdzie jada się pieczone kasztany, poznajemy mężczyznę, który zaprasza do tańca tylko najmniej urodziwe panie, by w blasku ich wdzięczności wdzięczyć się dla nieobecnej publiki, chłopca, który z zaciekawieniem przygląda się toaletnikowi przygotowującemu nieboszczkę do pochówku. I tak dalej, i tak dalej. Język stylizowany na gwarę, innym razem brzmiący jak gawęda z przeszłości, hermetyczny, to znowu stawiający opór, do ciągłego forsowania plus duża dawka nieokiełznanej wyobraźni. Propozycja dla odważnych!
Weronika Murek to młoda – urodzona w 1989 roku w Bytomiu – polska pisarka z Katowic. Ukończyła Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Śląskim. Pracuje jako aplikantka adwokacka w sądzie. W 2014 r. otrzymała nagrodę w organizowanym przez Delegaturę Unii Europejskiej w Pekinie oraz chińską organizację literacką The Bookworm 28. konkursie na opowiadanie o długości do 500 słów za opowiadanie "Popołudnie, róża, ług". Utwór ten nie znalazł się w jej debiutanckim tomiku zatytułowanym „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” wydanym w lutym 2015 roku.
(...)
Ten debiut literacki okazał się bardzo udany, gdyż książka była nominowana do wielu nagród: do Paszportów „Polityki” w 2015 r., do Nagrody Literackiej „Nike” i Nagrody Literackiej Gdynia w 2016 r., a otrzymała Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza w 2016 r. Książka zbudowana jest z siedmiu opowiadań, nierównej zresztą długości. Okładkę do zbiorku zaprojektowała Iwona Chmielewska, wykorzystując do jej wykonania malarstwo renesansowego twórcy Rogiera van der Weydena. Jego „Portret młodej kobiety” stał się podstawą zamysłu twórczego współczesnej artystki. Weronika Murek jest także autorką dramatu „Feinweinblein”, który ukazał się w 2015 r., a w grudniu tego roku został zaadaptowany przez Pawła Łysaka na słuchowisko radiowe. Za tę sztukę autorka otrzymała Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną (2015).
Eric-Emmanuel Schmitt pisał o muzyce: „Muzyka wzrusza, podsuwa myśli. Zgłębia człowieka, wstrząsa nim i go zmienia, docierając do jego najgłębszych pokładów. (…) Sens muzyki nie polega na tym, że ma ona jakiś dokładny sens, ale że jest metaforą wielu sensów. (…) Tajemnica bardziej niż jawność skłania do refleksji. Co więcej, nie jest jej wrogiem, bo przecież dostarcza jej materiału do odkryć”. Jeśliby zastąpić słowo „muzyka” tytułem debiutanckiego zbioru opowiadań Weroniki Murek, otrzymalibyśmy w zasadzie trafną ocenę tej książki. Jest w tym utworze i tajemnica, i wzruszenie, i refleksyjność, i brak konkretnego sensu, i metafora wielu sensów. Jest także humor i przekora w zabawie słowem. Jest to książka intrygująca poprzez jej swoistą grę z oczekiwaniami czytelnika. Jak ją ocenić?...
Czytam książki, najogólniej mówiąc, różne. I lubię czytać książki... wszystkie. Jedne czytam, bo pozwalają nie myśleć, oderwać się od otaczającej rzeczywistości, zanurzyć w świat fikcji, odpłynąć za słowem.... Inne, gdyż każą mi pomyśleć i przemyśleć otaczający mnie świat od nowa, zweryfikować sądy o nim, nauczyć się go jakby od podstaw, znaleźć w nim moją prawdę... Jeszcze inne, ponieważ skłaniają mnie do zamyślenia się nad otaczającą mnie rzeczywistością, dostrzeżenia w niej istotnych wartości i logicznych uwarunkowań, motywacji do konkretnych działań, do dokonywania takich, a nie innych wyborów i ich oceny... Zależy to oczywiście od moich aktualnych potrzeb intelektualno-emocjonalnych. Czasami odkładam lekturę jednej książki na rzecz innej, bo taką mam w danej chwili potrzebę. A książka Weroniki Murek? Czytałam tę książkę, aby się domyślać różnych rzeczy... Ta książka nie daje odpowiedzi. Ta książka stawia pytania. I ja te pytania w trakcie jej lektury sobie zadawałam. Zarówno te dotyczące treści poszczególnych opowiadań, jak i te dotyczące sensu tych opowiadań. Nie na wszystkie moje pytania znalazłam odpowiedź. I dochodzę do wniosku, że nie taki jest cel tej książki. Autorka bawi się z czytelnikiem, tworząc świat swojsko-obcy, dziwaczny, niby odległy, ale jednak osadzony w dobrze znanych czytelnikowi realiach, niby to zwyczajny, codzienny, ale jednak wykraczający poza znany świat doznań zmysłowych. Światem przedstawionym w utworach Murek rządzi absurd, może trochę groteska, a już na pewno niezwykłość. Osoba zmarła rozmawia z żywymi, przedszkolak jest z mięsa, dziewczyna nie wychodzi za mąż, bo jej dziadek żyje, dwie kobiety donoszą jajka, lusterka i… dzieci, Baśka jest laska, a wrzątek się przypalił... Dziwaczne to, wydumane, niezwykłe, szalone, ale przecież w jakiś sposób bliskie... Purnonsens, czyli sens w bezsensie... Mnie najbardziej zainteresowało, zamieszczone w tomiku jako pierwsze, opowiadanie zatytułowane „W tył, w dół, w lewo”. „Wyczytałam” w nim strach przed śmiercią, niezgodę na śmierć, przerażającą wizję życia po życiu, kpinę z uznawanych wartości. Ale czy Maria to na pewno samobójczyni albo dlaczego dziewczyna musi mieć w trumnie czerwony sweter? Na co zwróciłam szczególną uwagę, to na to, jak ogromnie kontrowersyjna, czy wręcz bulwersująca jest – przynajmniej dla mnie – wizja nieba w tym opowiadaniu. Oczywiście, bardzo odbiegająca od zakodowanych w podświadomości wyobrażeń. Zaciekawiło mnie także opowiadanie szóste z kolei „Trzeci pochówek generała Sikorskiego z uwzględnieniem koca”. Doszukałam się w nim analogii do wiersza Wisławy Szymborskiej „Pogrzeb”, gdzie każdy tak naprawdę zajęty jest tylko swoimi sprawami, choć przecież uczestniczy w pogrzebie. Zresztą czy na trzecim pogrzebie można naprawdę szczerze wylewać łzy po osobie zmarłej?
W konwencję udziwnienia, surrealizmu wpisują się już same tytuły poszczególnych siedmiu opowiadań. „Organizacja snu w przedszkolu”, „Alergia na pióra pudrowe”, „Siwy koń w plamy kare” to niektóre tytuły opowiadań z tomiku Weroniki Murek. Są przewrotne, niewiele mówią o treści utworu, raczej zaskakują niż podpowiadają. Podobnie zresztą jak tytuł całego zbioru wydanego przez Wydawnictwo „Czarne”. Autorka zatytułowała swój tomik „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”. Oczywiście w utworze nie ma mowy ani o uprawie roślin, ani o roślinach południowych (o północnych zresztą także nie), ani o metodzie Miczurina, ani nawet o samym Miczurinie. Tytuł zbiorku jest jak najbardziej zaskakujący. Z osobą Miczurina łączy go tylko motto, czyli słowa radzieckiego ogrodnika, który – notabene – uprawiał rośliny „północne”, bo mrozoodporne: „Nie możemy czekać na łaskawość przyrody. Naszym celem jest wziąć sobie ją od niej samemu”. Może autorka, tak jak Miczurin przyrodę, pragnie ujarzmić słowo i literaturę? Wbrew logice i na przekór konwencjom? Stąd jej opowiadania: przekorne, nieobliczalne, odbiegające od schematu, inne...
Osobiście nie sądzę, by ta książka zyskała wielką popularność wśród ogromnej rzeszy czytelników. Raczej sięgną po nią ci wszyscy, którzy szukają w literaturze niespodzianki i odmienności. Tych nie zawiedzie.
Gabriela Kansik Dyskusyjny Klub Książki Oleska Biblioteka Publiczna
Autorka wrzuca w nas swój świat, niejasny, nieprzystępny, surrealistyczny, groteskowy, w którym wszystko jest możliwe. Przygłucha Matka Boska dziergająca przed telewizorem skarpetki dla Jezusa, chowający się pod łóżkiem przedszkolaków Jezus, który wciąga dzieciom pod łóżko kapcie, polski astronauta wysłany na Księżyc w czapce z puchu i kombinezonie w kolorze lnianego płótna, Kasztaniarz, trumna z generałem Sikorskim. Tego nie zbioru nie da się w żaden sposób zaszufladkować i skategoryzować,
(...)
to oniryczny teatr absurdu.
W opowiadaniach Murek rzeczywistość przesycona jest realizmem magicznym, folklorem, ludowymi wierzeniami. Zwyczajne, codzienne sytuacje, szary powszedni dzień, ale przez wykorzystanie swojskości, ludowości autorka buduje atmosferę fantastyczności, spowija te historią aurą niesamowitości. Jawa i sen przenikają się, czas i miejsce to pojęcia względne.
Weronika Murek jest niezwykle oszczędna w słowach. Zdania są krótkie, ale dobitne. Autorka za każdym razem trafia w punkt i posiada doskonały słuch językowy. Pełno jest gier słownych, zaskakujących porównań, pisarka garściami czerpie z quasi mądrości ludowych. Pod względem językowym to pozycja bardzo przemyślana i dojrzała.
Mimo, że tematem przewodnim jest przemijanie, a motyw życia po śmierci towarzyszy większości opowiadań, to nie brakuje humoru, który jest delikatny i subtelny. Turpistyczny, często absurdalny, bazujący na grze słów i dialogach. Historie opowiedziane przez Murek są śmieszne i straszne jednocześnie.
Gęste, treściwe, każde słowo na swoim miejscu, genialne puenty. Połączenie realizmu z surrealizmem, kontrastowanie rzeczy zwyczajnych z nadzwyczajnymi i fantastycznymi. Poetycka i teatralna jednocześnie. Wybitna.
Marta Ciulis- Pyznar
Eric-Emmanuel Schmitt pisał o muzyce: „Muzyka wzrusza, podsuwa myśli. Zgłębia człowieka, wstrząsa nim i go zmienia, docierając do jego najgłębszych pokładów. (…) Sens muzyki nie polega na tym, że ma ona jakiś dokładny sens, ale że jest metaforą wielu sensów. (…) Tajemnica bardziej niż jawność skłania do refleksji. Co więcej, nie jest jej wrogiem, bo przecież dostarcza jej materiału do odkryć”. Jeśliby zastąpić słowo „muzyka” tytułem debiutanckiego zbioru opowiadań Weroniki Murek, otrzymalibyśmy w zasadzie trafną ocenę tej książki. Jest w tym utworze i tajemnica, i wzruszenie, i refleksyjność, i brak konkretnego sensu, i metafora wielu sensów. Jest także humor i przekora w zabawie słowem. Jest to książka intrygująca poprzez jej swoistą grę z oczekiwaniami czytelnika. Jak ją ocenić?...
Czytam książki, najogólniej mówiąc, różne. I lubię czytać książki... wszystkie. Jedne czytam, bo pozwalają nie myśleć, oderwać się od otaczającej rzeczywistości, zanurzyć w świat fikcji, odpłynąć za słowem.... Inne, gdyż każą mi pomyśleć i przemyśleć otaczający mnie świat od nowa, zweryfikować sądy o nim, nauczyć się go jakby od podstaw, znaleźć w nim moją prawdę... Jeszcze inne, ponieważ skłaniają mnie do zamyślenia się nad otaczającą mnie rzeczywistością, dostrzeżenia w niej istotnych wartości i logicznych uwarunkowań, motywacji do konkretnych działań, do dokonywania takich, a nie innych wyborów i ich oceny... Zależy to oczywiście od moich aktualnych potrzeb intelektualno-emocjonalnych. Czasami odkładam lekturę jednej książki na rzecz innej, bo taką mam w danej chwili potrzebę. A książka Weroniki Murek? Czytałam tę książkę, aby się domyślać różnych rzeczy... Ta książka nie daje odpowiedzi. Ta książka stawia pytania. I ja te pytania w trakcie jej lektury sobie zadawałam. Zarówno te dotyczące treści poszczególnych opowiadań, jak i te dotyczące sensu tych opowiadań. Nie na wszystkie moje pytania znalazłam odpowiedź. I dochodzę do wniosku, że nie taki jest cel tej książki. Autorka bawi się z czytelnikiem, tworząc świat swojsko-obcy, dziwaczny, niby odległy, ale jednak osadzony w dobrze znanych czytelnikowi realiach, niby to zwyczajny, codzienny, ale jednak wykraczający poza znany świat doznań zmysłowych. Światem przedstawionym w utworach Murek rządzi absurd, może trochę groteska, a już na pewno niezwykłość. Osoba zmarła rozmawia z żywymi, przedszkolak jest z mięsa, dziewczyna nie wychodzi za mąż, bo jej dziadek żyje, dwie kobiety donoszą jajka, lusterka i… dzieci, Baśka jest laska, a wrzątek się przypalił... Dziwaczne to, wydumane, niezwykłe, szalone, ale przecież w jakiś sposób bliskie... Purnonsens, czyli sens w bezsensie... Mnie najbardziej zainteresowało, zamieszczone w tomiku jako pierwsze, opowiadanie zatytułowane „W tył, w dół, w lewo”. „Wyczytałam” w nim strach przed śmiercią, niezgodę na śmierć, przerażającą wizję życia po życiu, kpinę z uznawanych wartości. Ale czy Maria to na pewno samobójczyni albo dlaczego dziewczyna musi mieć w trumnie czerwony sweter? Na co zwróciłam szczególną uwagę, to na to, jak ogromnie kontrowersyjna, czy wręcz bulwersująca jest – przynajmniej dla mnie – wizja nieba w tym opowiadaniu. Oczywiście, bardzo odbiegająca od zakodowanych w podświadomości wyobrażeń. Zaciekawiło mnie także opowiadanie szóste z kolei „Trzeci pochówek generała Sikorskiego z uwzględnieniem koca”. Doszukałam się w nim analogii do wiersza Wisławy Szymborskiej „Pogrzeb”, gdzie każdy tak naprawdę zajęty jest tylko swoimi sprawami, choć przecież uczestniczy w pogrzebie. Zresztą czy na trzecim pogrzebie można naprawdę szczerze wylewać łzy po osobie zmarłej?
W konwencję udziwnienia, surrealizmu wpisują się już same tytuły poszczególnych siedmiu opowiadań. „Organizacja snu w przedszkolu”, „Alergia na pióra pudrowe”, „Siwy koń w plamy kare” to niektóre tytuły opowiadań z tomiku Weroniki Murek. Są przewrotne, niewiele mówią o treści utworu, raczej zaskakują niż podpowiadają. Podobnie zresztą jak tytuł całego zbioru wydanego przez Wydawnictwo „Czarne”. Autorka zatytułowała swój tomik „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”. Oczywiście w utworze nie ma mowy ani o uprawie roślin, ani o roślinach południowych (o północnych zresztą także nie), ani o metodzie Miczurina, ani nawet o samym Miczurinie. Tytuł zbiorku jest jak najbardziej zaskakujący. Z osobą Miczurina łączy go tylko motto, czyli słowa radzieckiego ogrodnika, który – notabene – uprawiał rośliny „północne”, bo mrozoodporne: „Nie możemy czekać na łaskawość przyrody. Naszym celem jest wziąć sobie ją od niej samemu”. Może autorka, tak jak Miczurin przyrodę, pragnie ujarzmić słowo i literaturę? Wbrew logice i na przekór konwencjom? Stąd jej opowiadania: przekorne, nieobliczalne, odbiegające od schematu, inne...
Osobiście nie sądzę, by ta książka zyskała wielką popularność wśród ogromnej rzeszy czytelników. Raczej sięgną po nią ci wszyscy, którzy szukają w literaturze niespodzianki i odmienności. Tych nie zawiedzie.
Gabriela Kansik Dyskusyjny Klub Książki Oleska Biblioteka Publiczna
W opowiadaniach Murek rzeczywistość przesycona jest realizmem magicznym, folklorem, ludowymi wierzeniami. Zwyczajne, codzienne sytuacje, szary powszedni dzień, ale przez wykorzystanie swojskości, ludowości autorka buduje atmosferę fantastyczności, spowija te historią aurą niesamowitości. Jawa i sen przenikają się, czas i miejsce to pojęcia względne.
Weronika Murek jest niezwykle oszczędna w słowach. Zdania są krótkie, ale dobitne. Autorka za każdym razem trafia w punkt i posiada doskonały słuch językowy. Pełno jest gier słownych, zaskakujących porównań, pisarka garściami czerpie z quasi mądrości ludowych. Pod względem językowym to pozycja bardzo przemyślana i dojrzała.
Mimo, że tematem przewodnim jest przemijanie, a motyw życia po śmierci towarzyszy większości opowiadań, to nie brakuje humoru, który jest delikatny i subtelny. Turpistyczny, często absurdalny, bazujący na grze słów i dialogach. Historie opowiedziane przez Murek są śmieszne i straszne jednocześnie.
Gęste, treściwe, każde słowo na swoim miejscu, genialne puenty. Połączenie realizmu z surrealizmem, kontrastowanie rzeczy zwyczajnych z nadzwyczajnymi i fantastycznymi. Poetycka i teatralna jednocześnie. Wybitna.
Marta Ciulis- Pyznar