Katalog księgozbioru
Bibliografia regionalna
Bibliografia Powstania Wielkopolskiego
WBPiCAK w Prasie
á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Łukasz Banach, wówczas dziewiętnastoletni artysta z Bochni. Pewnego razu trafia na zapisek w księdze gości, wystawionej podczas jednej z jego wystaw. W zdaniu zawarto nazwisko malarza, (...) Zdzisława Beksińskiego, pochodzącego z Sanoka, mieszkającego w Warszawie. Zaintrygowany Banach postanawia napisać list do tego niewątpliwie wybitnego twórcy. Tym sposobem zaczyna się ich przyjaźń, której owocem stała się między innymi pokaźna korespondencja. W swoich wirtualnych wypowiedziach mężczyźni poruszają całą masę zagadnień: komputery, związki, natura człowieka. Beksiński podaje wiele przydatnych wskazówek na temat malarstwa. Dochodzi też do spotkania. Zdzisława i Łukasza dzieli ponad pięćdziesiąt lat, za to sporo łączy, mimo różnic. Uczą się od siebie. Ciągle szczerzy, nie unikają zadawania trudnych pytań, razem poszukują nurtujących ich odpowiedzi. Relacja zostaje brutalnie przerwana przez śmierć. Pozostały e-maile, które zdołano zebrać w niesamowitą książkę. Aktualnie Łukasz posługuje się pseudonimem Norman Leto.
Zdzisław Beksiński jest bez wątpienia moim ulubionym polskim malarzem, fotografem i pisarzem. Wiem, że nie zasłynął swoją literaturą, ale uwielbiam formę jego wypowiedzi. Miał zdolność do opowiadania anegdot, znał dobre dowcipy. Ciężko mi zrozumieć osoby widzące w nim pesymistycznego człowieka, kompletnie zespolonego ze swoimi obrazami. Przeczytałam chyba wszystkie wydane do tej pory książki traktujące o Beksińskim. Po skończonej lekturze zawsze rozpoczynało się oczekiwanie na nową publikację. I oto jest! Zapowiedź zauważyłam jakieś dwa miesiące temu, czas strasznie mi się dłużył. Przyznaję, iż trochę po macoszemu podeszłam do postaci Normana Leto, początkowo skupiając uwagę wyłącznie na Zdzisławie. To był błąd, który szybko naprawiłam. Nie spodziewałam się, że Łukasz/Norman okaże się tak intrygującym artystą. Słyszałam już o nim, lecz dopiero teraz mogłam poznać go bliżej, czego nie żałuję.
Książka została skonstruowana w bardzo interesujący sposób. Zawiera nie tylko listy, ale też wywiad z samym Leto, przeprowadził go Jarosław Mikołaj Skoczeń. Nazwisko Skoczenia jest dla mnie gwarantem dobrze wykonanej pracy, zdążyłam sięgnąć po jego „Dzień po dniu kończącego się życia”. Pozycję również dotyczącą Zdzisława Beksińskiego i bezapelacyjnie znajdującą się w gronie moich ukochanych publikacji ogólnie. Wspomniany przed momentem wywiad to świetny wstęp do historii. Zakładając, iż dana osoba niewiele wie o poruszanej tematyce — będzie miała możliwość pojąć zarys. Nadmieniam o tym na wypadek, gdyby ktoś dostał pozornie nietrafiony prezent. Proszę się nie zniechęcać!
Prawdziwą gratką są zdjęcia dzieł. Widzimy wcześniej niepublikowane ujęcia, które artyści sobie przesyłali na przestrzeni lat. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się każdemu detalowi, później porównując swoją opinię ze zdaniem Zdzisława lub Łukasza. To była niezła zabawa, choć moja orientacja w sztuce jest zapewne mniejsze od ich wiedzy. Jednak, przy okazji, sama wyłuskałam potrzebne mi informacje o najbardziej ciekawiącej mnie dziedzinie, czyli fotografii. Beksiński na tym polu długo pozostanie absolutnym mistrzem, chociaż nie przepadał za tym słowem. Zawsze był skromny, trochę niepewny własnego talentu.
Po śmierci żony i syna Beksiński czuł się samotny. Lecz nie można określić go jako „zgorzkniałego staruszka”. Śledził nowinki techniczne, nie odtrącił młodego artysty, patrząc na niego z góry, ale idąc obok. Rozmowa Skoczenia z Leto kreuje dodatkowe elementy portretu sanockiego malarza, bez tworzenia zbędnych laurek, bez kadzenia. Te wszystkie listy pokazują zetknięcie ludzi o różnym wieku, potrafiących do siebie dotrzeć. Książka jest świetnym uzupełnieniem innej, napisanej przez Lilianę Śnieg-Czaplewską, która również wymieniała z Beksińskim e-maile. Istnieje jakiś wspólny mianownik między nią a Normanem, lecz dopiero przeczytanie obu pozycji daje pełny, nomen omen, obraz. Cieszę się, iż takie publikacje powstają i nie czuję w nich naruszania prywatności.
Korespondencja Łukasza Banacha i Zdzisława Beksińskiego jest lekturą wyjątkowo frapującą. Myślę, że ogromnie zainteresuje miłośników twórczości tego drugiego, ale równocześnie stanie się powodem do lepszego poznania dzieł Leto. To obszerna książka, jednak ciągle trzyma się mnie niedosyt. Tyle w niej mądrości, wzajemnego zrozumienia — okaz przyjaźni piekielnie inteligentnych mężczyzn.