Katalog księgozbioru
Bibliografia regionalna
Bibliografia Powstania Wielkopolskiego
WBPiCAK w Prasie
á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Osoby, które podejmowały się niejako bezczeszczenia miejsc spoczynku ludności żydowskiej mówią o tym w sposób zupełnie im obojętny. Nie odczuwają nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Wszystko tłumaczą skrajną biedą, brakiem pracy zarobkowej, a co za tym idzie brakiem żywności itd. Twierdzą, że nie mieli zamiaru się nie wiadomo jak wzbogacić na tym procederze, bo to zwyczajnie i tak nie było możliwe. Pozagładowa „gorączka złota” miała dostarczać im tylko stosowne minimum finansowe, do tego żeby jakoś wiązać koniec z końcem.
Potomkowie niegdysiejszych kopaczy w większości do dzisiaj nie widzą w ich działaniach zupełnie nic niestosownego. Twierdzą, że takie były trudne czasy. Wszyscy chodzili na wykopki. Najbardziej bulwersujący w tym wszystkim jest fakt, że ani władze świeckie, ani kościelne w sposób jasny i czytelny niczego nikomu nie zabraniały. Udając „ślepych i głuchych” w pewien sposób dawały przyzwolenie lokalnym mieszkańcom na prowadzenie dalszych poszukiwań.
Czy byli to ludzie bez sumienia? Czy tego typu zachowanie da się jakimkolwiek argumentem w sposób racjonalny usprawiedliwić? Niestety na te szokujące pytania nie znajdziemy odpowiedzi w reportażu „Płuczki….”. Tutaj nie ma rozliczenia się z przeszłością, nie ma skruchy, ani żalu za swe złe czyny… Ten przerażający fakt świadczy tylko i wyłącznie o zwyczajnej, wszechobecnej znieczulicy i skrajnym egoizmie. Wstrząsające…
Kopacze – bo tak też byli nazywani, działali od lat 40. do nawet 80. XX wieku, grzebali w szczątkach, zwłokach i prochach. W Sobiborze poszukiwacze plądrowali mogiły, zwozili kości do okolicznych bagien, gdzie płukali je w dołach z wodą, tytułowych płuczkach, na specjalnych sitach, gdyż tak łatwiej było zauważyć skarby w postaci kolczyków, pierścionków, monet, ale też złotych zębów i koronek. Hienami cmentarnymi byli nie tylko mieszkańcy okolicznych wiosek, ale również przyjezdni z Lublina. Z reportażu dowiadujemy się również, w jaki sposób do tego procederu podchodziły ówczesne władze i kościół. Jak karano poszukiwaczy, jakie były ich tłumaczenia i, o ironio, czemu nigdy nie kopali w niedzielę? Książka porusza temat drażliwy, wstrząsający i niewygodny dla niektórych, stanowi świadectwo niewyobrażalnego procederu, bezczeszczenia grobów, jaki miał miejsce przez lata.
Anna Jędrzejowska Biblioteka Kraków
Czytając o zachowaniu ludzi w sytuacjach ekstremalnych trudno wydawać jakiekolwiek osądy gdyż sami nie wiemy jakie procesy chemiczne zaszłyby w naszym mózgu i co zrobilibyśmy my. (...) Ale historia, którą opisuje autor nie zdarzyła się podczas wojny, w stanie zagrożenia życia lub sytuacji ekstremalnej. Są to lata powojenne kiedy ludzie nie umierali z głodu a ich wybory nie były podyktowane widmem cierpienia, tortury lub utraty życia.
Historia bezczeszczenia grobów ludzkich, wykopywania złota z różnych zakamarków ich rozkładającego się ciała jest absolutnie wstrząsająca. Nie spotkałam się wcześniej z tą historią. Mało się o tym pisało. A każdy kto podjął temat traktowany był jak wróg narodowy. Pewnie dlatego, że my Polacy nigdy nie byliśmy w stanie obiektywnie nazwać i ocenić naszej postawy na przestrzeni wieków. Wolimy się odbierać jako bogobojny, zawsze ciemiężony, wybrany przez niewiadomo kogo naród.
Reportaż wstrząsający tematem i próbą racjonalizowania swoich czynów przez ludzi uczestniczących w tym procederze.