Katalog księgozbioru
Bibliografia regionalna
Bibliografia Powstania Wielkopolskiego
WBPiCAK w Prasie
á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Czułam się więc trochę tak, jakbym weszła do szklarni z najbardziej niezwykłymi roślinnymi formami, z całym bogactwem faktur, konsystencji i zapachów. Gdzie każdy bodziec z osobna zachwyca, ale jako całość odurzająco usypia w nużącej atmosferze zbyt gorącego i wilgotnego klimatu. Po 60 stronach poczułam, że mam dość i z Cieplarni wychodzę.
Doszłam do takiego etapu w życiu, że nie czytam książki dalej, jeśli absolutnie nic mnie do niej nie przyciąga po przeczytaniu właśnie tych parudziesięciu stron. Częstą przypadłością nawet dobrych autorów jest niezbyt udany wstęp, później jednak ich utwory rozwijają się w dzieła na miarę kamieni milowych ludzkiego żywota. Gdy jednak po jakimś czasie wciąż coś mnie zbyt mocno drażni albo nudzi, odpuszczam. Zbyt wiele potencjalnie ważniejszych lektrur czeka mnie w życiu. Codziennie wydłużam listy tytułów tego, co chcę w życiu przeczytać - i zastanawiam się, kiedy to zrobię. Pozwalam sobie więc na odpuszczenie książki z mojej perspektywy nieistotnej.
Z tą mam problem. Nie jest dla mnie nieistotna. Nakarmiła moją wyobraźnię o parę akcentów, których jeszcze nikt przed autorem mi nie sprezentował. Nie jest też jednak na tyle ważna, bym chciała poznać choćby zakończenie, jeśli już nawet nie całą opowieść. To samo w sobie tak intrygujące, że pewnie jeszcze długo będę wracała do rozmyślań o niej, gdy będzie tymczasem już dawno na bibliotecznej półce. Albo w rękach - lub głowie - innego odbiorcy.