Jak zwykle, Jakub Małecki zadziwia. Arcyciekawa, psychologiczna, napisana pięknym językiem powieść. Nie jest to kolejna relacja z misji w Afganistanie, nie są to wspomnienia Wielkiego Bohatera. Pokiereszowany facet i wrażliwa dziewczyna nie rzucają się sobie w ramiona i nie wskakują do łóżka, choć erotyzm w książce jest - subtelny, jakby chmura, i trudna relacja między dwojgiem... Do przeczytania i niewątpliwie zapamietania.
Można być w Warszawie, można w Afganistanie... Można wyjść na most, na balkon, na łąkę... I patrzeć na słońce, na niebo, na księżyc. Można być wszędzie, bo gdziekolwiek jesteśmy, zawsze patrzymy na ten sam księżyc, na to samo niebo, na to samo słońce.. Punkty ponad nami, które są zawsze, na które możemy liczyć,w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy są, a za chwilę ich nie ma. Odchodzą, umierają, znikają z naszego życia często w momentach,
(...)jakich się tego nie spodziewamy. Życie... Jest ona, Zuza i jest on, Maniek. Niby wszystko ich dzieli, nawet ściany mieszkań, a jednak przy bliskim poznaniu okazuje się, że chyba więcej łączy, niż różni. Obydwoje szukają dla siebie miejsca w tej danej im przestrzeni życia. Próbują odnaleźć drogę, którą powinni iść lecz pełni wątpliwości stoją sparaliżowani i boją się podjąć jakąkolwiek decyzję. Szukają dobra, ale czym jest dobro? Zuza i Maniek się potrzebują. Każde z traumą, z problemami, przepełnieni goryczą do życia. Ona próbuje grzebać w przeszłości, on próbuje ułożyć sobie teraźniejszość mimo przeszłości. Patrzymy na dwie walki, jakie toczą sami z sobą i z otoczeniem. Maniek stoi w kolejce i kim jest? Czy ktoś go widzi? Czy ma znaczenie on, człowiek, stojący tu, pośród innych ludzi? Czy jest kims?! Mężczyzna z powojenną traumą szuka dla siebie miejsca. Zuza wyłapując zachowanie babci chorej na starczą demencję, wstępuje na pole minowe i mimo strachu idzie. Chce z babcią odkryć to, co było, a co zostało odepchnięte. Po co? Czy tabliczki ostrzegawcze nie krzyczą wielkimi hasłami zabraniającymi wstępu? Po co włazić w coś, co już niczego nie naprawi? Zuza i Maniek, można by powiedzieć, dwoje popaprańców. On i Ona, którzy się w dziwny sposób potrzebują. Potrzebują, bo walka w duecie daje większą szansę na wygranie ze złem, które się ich duszach rozrasta. Ze złem, ze prowadzi do bezczynności, a ta do strachu przed życiem. A życie wymaga siły i odwagi, tylko tchórze uciekają. Nie chcę wchodzić w treść Horyzontu. Chcę jednak wychwycić jego esencję, te delikatne nitki piękna, jakie skrywają okładki powieści. To mocna dawka emocji, namiętności i sentymentu jednocześnie. Wchodzimy całym sobą do małego mieszkanka Mańka, w którym siedzi już Zuza, siadamy gdzieś obok i razem pijemy wódkę przegryzając orzeszkami w polewie. Tylko tyle? ... to aż tyle! Nie sposób o tej powieści zapomnieć. Otula, wnika w nas, zapuszcza korzenie i jest.
Proza Jakuba Małeckiego jest czymś fenomenalnym. Myślę, że jest w stanie zaspokoić nawet najbardziej wybrednego czytelnika. Płynna forma, napisana inteligentnie, ale zarazem lekko i subtelnie. Na dodatek jest bardzo intrygująca i emocjonująca. Tyma razem bohaterami opowieści snutej przez Małeckiego jest Zuza i Maniek. Są sąsiadami, ale od całkiem niedawna. Zuza mieszka sama, próbuje osiągnąć niezależność we wszystkich możliwych sferach życia.
(...)Nurtuje ją jednak przeszłość. Za wszelką cenę próbuje poznać tajemnicę związaną z małżeństwem swoich rodziców. Ale czy jej odkrycie będzie w stanie ją uszczęśliwić? Maniek natomiast jest żołnierzem. Były saper z Afganistanu, któremu po wojnie pozostały jedynie złe wspomnienia i zespół stresu pourazowego, z którym walczy każdego dnia. Choć wydaje się, że wiele dzieli tych dwóch bohaterów to po kilku przypadkowych spotkaniach nawiązują nić porozumienia. Podejmują próbę znalezienia własnej wersji siebie we wzajemnej relacji. Wyświadczając sobie pewne przysługi, zaczynają na nowo pielęgnować więzi z otoczeniem. Stają się dla siebie nawzajem „lekarstwem” na otaczającą ich samotność, tęsknotę i ból. Okazuje się, że przyjaźń w tandemie z odwagą jest w stanie zdziałać cuda, przywrócić wiarę w człowieka. Najnowsza książka Małeckiego to zaskakująca opowieść o przekraczaniu granic, o wychodzeniu poza tytułowy horyzont. Bo za horyzontem można ujrzeć świat w nieco innych barwach. Można zmienić sens swego życia i podjąć próbę rozpoczęcia wszystkiego od przysłowiowego początku. Trzeba jednak mieć w sobie dużą odwagę, aby po wielu różnych często traumatycznych przeżyciach tą granicę przekroczyć. Jak się okazuje jest to bardzo trudna do opanowania sztuka.
Jakub Małecki to w moim odczuciu jeden z najznakomitszych, współczesnych, polskich autorów. Jego proza pisana jest pięknym językiem i zawsze mnie wzrusza – czasem nawet do łez. Tak było z najnowszą książką pt. Horyzont, którą uważam za absolutnie najlepszą, jaką przeczytałam w tym roku. Jest to historia Mańka – sapera, weterana wojny w Afganistanie, oraz Zuzy – dziewczyny, która postanowiła wyprowadzić się z rodzinnego domu i żyć na własny rachunek.
(...)Pozornie wydaje się, że nic ich nie łączy, są tylko sąsiadami. Oboje jednak uczą się funkcjonowania w zupełnie nowej dla siebie rzeczywistości. Mają też własne (mniejsze lub większe) demony, z którymi starają się uporać – on „przywiózł” z wojny obrazy brutalnego świata i PTSD, ona wikła się w rodzinny sekret i próbuje rozwiązać zagadkę sprzed lat. Żyją obok siebie, samotni i zagubieni do czasu, aż odkrywają, że mogą być dla siebie wsparciem. Jakub Małecki w opowiedzianej historii poruszył bardzo trudny i ważny temat żołnierskiego życia „potem”. Egzystencji pełnej bólu, pustki, bezsilności, marazmu oraz depresji, która może skończyć się samobójstwem. Dbając o realizm i dosadność zrobił to jednak z ogromnym wyczuciem. W postaciach głównych bohaterów możemy znaleźć cząstkę każdego z nas, bo to zmuszająca do refleksji opowieść o odwadze, zdradzie, przyjaźni, śmierci, cierpliwości, rodzinie, poszukiwaniu siebie we współczesnym świecie i o tym, że czasem warto wyjrzeć poza własny horyzont. Anna Ochenkowska-Olczak Biblioteka Kraków
Jak każda J Małecki ego obowiązkowa
Jak to mawiają- pan Małecki sam sobie stawia wysokie poprzeczki. Dla niektórych jego topem jest „Rdza”, dla niektórych „Horyzont”... Dla mnie poprzeczką tą okazał się „Saturnin”- czyli pierwsza powieść tego autora jaką przeczytałam. Ale po koleji! Zacznijmy od fabuły- Mańka poznajemy już na pierwszych stronach powieści. Dowiadujemy się, że wrócił niedawno z wojny w Afganistanie do Warszawy, gdzie na nowo próbuje wieść „normalne” życie trzydziesto-kilku latka.
(...)Okazuje się jednak, że nie jest to już takie łatwe, a mroczne wspomnienia, które nijak nie dają się wymazać z jego pamięci w ogóle tego nie ułatwiają. Drugą bohaterką, która prowadzi narracje na zmianę z Mańkiem jest Zuza - sąsiadka, która mimo wyprowadzki z rodzinnego domu wciąż opiekuje się swoją zapadającą na demencję babcią. Schorowana staruszka coraz częściej widzi mylnie w Zuzie swoją zmarłą przed laty córkę. Tym sposobem przez przypadek Zuza słyszy od babci coś czego nie powinna. Kierowana ciekawością rozwikłania tajemnicy sprzed laty wciąga Mańka w splot wydarzeń, który nie wiadomo gdzie tak naprawdę ich poprowadzi. Niesamowite lawirowanie poza damską i męską narracją sprawia, że mamy wrażenie jakby każde z tych rozdziałów napisał inny autor. Są tu genialnie zbudowane postaci i historia dotykająca (gdzieś tam niepozornie między słowami) naszych najczulszych punktów. To chyba już znak rozpoznawczy pana Małeckiego. I tutaj wracam do początku- czyli do porównania „Horyzontu” z „Saturnem”. Mimo, że obie historie są proste i głębokie zarazem, to przy Satku płakałam na końcu jak bóbr. Może dotknął on więcej moich czułych strun, może po prostu to właśnie syndrom przywiązania do pierwszego przeczytanego działa danego autora. Nie oznacza to jednak żadnej ujmy dla „Horyzontu”, który na pewno czytało mi się „prościej” i szybciej. Jednak to wciąż „Saturnin” zajmuje moje pierwsze miejsce w serduszku. Kto wie do kiedy- w końcu na kupce czytelniczej czekają na mnie już „Rdza” i „Dżozef” 😉 8/10
Jakub Małecki, pisarz niemający sobie równych wśród polskich ludzi pióra reprezentant realizmu magicznego, oddał niedawno (18 września 2019 r.) do rąk czytelników nową powieść. „Horyzont” różni się jednak zasadniczo od jego wcześniejszych książek, takich jak „Dygot” czy „Rdza”. Wśród ludzi zajmujących się krytyką literacką Jakub Małecki nazywany jest także mistrzem powieści melancholijnej (bardzo sympatyczne określenie!
(...)). „Horyzont” trudno nazwać takową, choć narracja powieści i świat w niej przedstawiony w dużej części odnoszą się do przeszłości głównych bohaterów. Ich przeżycia i emocje z nią związane dalekie są od tego, co zwykliśmy utożsamiać z sentymentalną podróżą w czasie. Główną postacią w tej książce jest Mariusz (dla przyjaciół: Maniek) Małecki, 36-letni saper, emerytowany uczestnik polskiej misji wojskowej w Afganistanie, podczas której zabił 4 osoby. Po powrocie do kraju próbuje ułożyć sobie życie w warunkach pokojowych, co okazuje się wcale niełatwym zadaniem. Nawet starania odbudowania rodzinnych relacji z siostrą Mileną, jej mężem Hubertem i ich synem, a swoim chrześniakiem Dawidem nastręczają mu sporo kłopotów. Podejmuje pracę w charakterze ochroniarza, a pewnego dnia otrzymuje z wydawnictwa propozycję napisania wspomnień ze służby w Afganistanie. Ale długo nie może się zmusić do tworzenia… Nawiązuje natomiast relacje z sąsiadką, 12 lat młodszą Zuzą Krawczyk, która właśnie zdecydowała się podjąć życie na własny rachunek, wyprowadziła się z domu rodzinnego, podjęła pracę jako współautorka gier komputerowych, którymi zafascynowany jest inny sąsiad Mańka, jego towarzysz broni z misji, niejaki Miętowy, będący swoistym obciążeniem dla weterana Małeckiego. Trochę pod wpływem Zuzy Maniek odstawia na bok alkohol i ćwiczenia fizyczne i angażuje się w jej życie, które skrywa pewną tajemnicę z przeszłości, o czym wspomina jej chora babcia. Zuza pragnie ją odkryć, by tym samym poznać tożsamość nie tylko swoją, ale także najbliższych jej osób. Prosi o pomoc Mariusza. Natomiast dzięki pisanej przez niego książce ona ma możliwość zrozumienia zachowania sąsiada. Fabuła „Horyzontu” jest niezwykle ciekawa, choćby przez swoją szkatułkową konstrukcję. Maniek opowiada o swojej afgańskiej misji w formie powieści przeznaczonej dla swojego chrześniaka, a czyni to w konwencji bajki (stąd udział w niej Czarnych Bród i Misjonarzy, którzy spotykają się w Krainie Ognia). Czytelnik dostaje więc „książkę w książce”. Żeby było zabawniej (?) bohater na poły autobiograficznej powieści Mariusza Małeckiego nazywa się… Jakub Małecki i pochodzi, jak pisarz, z Koła. Ale powieść prawdziwego Jakuba Małeckiego, którą czyta się z ogromnym zainteresowaniem i – pewnie dzięki takim chwytom, jak opisany wyżej - stosunkowo lekko, traktuje o sprawach dość ciężkich, takich jak zmaganie się z przeszłością i wywołanymi przez nią traumami (na przykład z zespołem stresu pourazowego), samotność, niemożność nawiązania normalnych relacji z innymi osobami. Zuza nazywa siebie i Mariusza „życiowymi przegrywami”, ale sposób ich przedstawienia wywołuje sympatię czytelników wobec nich. Chciałoby się, by powiodło im się mimo obecnych w ich życiu huraganów, w postaci matki dziewczyny i przyjaciela żołnierza. Ale może lepszy świat czeka na nich za horyzontem?
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.2 (2024-11-21)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Życie...
Jest ona, Zuza i jest on, Maniek. Niby wszystko ich dzieli, nawet ściany mieszkań, a jednak przy bliskim poznaniu okazuje się, że chyba więcej łączy, niż różni. Obydwoje szukają dla siebie miejsca w tej danej im przestrzeni życia. Próbują odnaleźć drogę, którą powinni iść lecz pełni wątpliwości stoją sparaliżowani i boją się podjąć jakąkolwiek decyzję. Szukają dobra, ale czym jest dobro?
Zuza i Maniek się potrzebują.
Każde z traumą, z problemami, przepełnieni goryczą do życia. Ona próbuje grzebać w przeszłości, on próbuje ułożyć sobie teraźniejszość mimo przeszłości. Patrzymy na dwie walki, jakie toczą sami z sobą i z otoczeniem. Maniek stoi w kolejce i kim jest? Czy ktoś go widzi? Czy ma znaczenie on, człowiek, stojący tu, pośród innych ludzi? Czy jest kims?! Mężczyzna z powojenną traumą szuka dla siebie miejsca.
Zuza wyłapując zachowanie babci chorej na starczą demencję, wstępuje na pole minowe i mimo strachu idzie. Chce z babcią odkryć to, co było, a co zostało odepchnięte. Po co? Czy tabliczki ostrzegawcze nie krzyczą wielkimi hasłami zabraniającymi wstępu? Po co włazić w coś, co już niczego nie naprawi?
Zuza i Maniek, można by powiedzieć, dwoje popaprańców. On i Ona, którzy się w dziwny sposób potrzebują. Potrzebują, bo walka w duecie daje większą szansę na wygranie ze złem, które się ich duszach rozrasta. Ze złem, ze prowadzi do bezczynności, a ta do strachu przed życiem. A życie wymaga siły i odwagi, tylko tchórze uciekają.
Nie chcę wchodzić w treść Horyzontu. Chcę jednak wychwycić jego esencję, te delikatne nitki piękna, jakie skrywają okładki powieści. To mocna dawka emocji, namiętności i sentymentu jednocześnie. Wchodzimy całym sobą do małego mieszkanka Mańka, w którym siedzi już Zuza, siadamy gdzieś obok i razem pijemy wódkę przegryzając orzeszkami w polewie. Tylko tyle? ... to aż tyle!
Nie sposób o tej powieści zapomnieć. Otula, wnika w nas, zapuszcza korzenie i jest.
Tyma razem bohaterami opowieści snutej przez Małeckiego jest Zuza i Maniek. Są sąsiadami, ale od całkiem niedawna. Zuza mieszka sama, próbuje osiągnąć niezależność we wszystkich możliwych sferach życia. (...) Nurtuje ją jednak przeszłość. Za wszelką cenę próbuje poznać tajemnicę związaną z małżeństwem swoich rodziców. Ale czy jej odkrycie będzie w stanie ją uszczęśliwić? Maniek natomiast jest żołnierzem. Były saper z Afganistanu, któremu po wojnie pozostały jedynie złe wspomnienia i zespół stresu pourazowego, z którym walczy każdego dnia. Choć wydaje się, że wiele dzieli tych dwóch bohaterów to po kilku przypadkowych spotkaniach nawiązują nić porozumienia. Podejmują próbę znalezienia własnej wersji siebie we wzajemnej relacji. Wyświadczając sobie pewne przysługi, zaczynają na nowo pielęgnować więzi z otoczeniem. Stają się dla siebie nawzajem „lekarstwem” na otaczającą ich samotność, tęsknotę i ból. Okazuje się, że przyjaźń w tandemie z odwagą jest w stanie zdziałać cuda, przywrócić wiarę w człowieka.
Najnowsza książka Małeckiego to zaskakująca opowieść o przekraczaniu granic, o wychodzeniu poza tytułowy horyzont. Bo za horyzontem można ujrzeć świat w nieco innych barwach. Można zmienić sens swego życia i podjąć próbę rozpoczęcia wszystkiego od przysłowiowego początku. Trzeba jednak mieć w sobie dużą odwagę, aby po wielu różnych często traumatycznych przeżyciach tą granicę przekroczyć. Jak się okazuje jest to bardzo trudna do opanowania sztuka.
Tak było z najnowszą książką pt. Horyzont, którą uważam za absolutnie najlepszą, jaką przeczytałam w tym roku.
Jest to historia Mańka – sapera, weterana wojny w Afganistanie, oraz Zuzy – dziewczyny, która postanowiła wyprowadzić się z rodzinnego domu i żyć na własny rachunek. (...) Pozornie wydaje się, że nic ich nie łączy, są tylko sąsiadami. Oboje jednak uczą się funkcjonowania w zupełnie nowej dla siebie rzeczywistości. Mają też własne (mniejsze lub większe) demony, z którymi starają się uporać – on „przywiózł” z wojny obrazy brutalnego świata i PTSD, ona wikła się w rodzinny sekret i próbuje rozwiązać zagadkę sprzed lat. Żyją obok siebie, samotni i zagubieni do czasu, aż odkrywają, że mogą być dla siebie wsparciem.
Jakub Małecki w opowiedzianej historii poruszył bardzo trudny i ważny temat żołnierskiego życia „potem”. Egzystencji pełnej bólu, pustki, bezsilności, marazmu oraz depresji, która może skończyć się samobójstwem. Dbając o realizm i dosadność zrobił to jednak z ogromnym wyczuciem.
W postaciach głównych bohaterów możemy znaleźć cząstkę każdego z nas, bo to zmuszająca do refleksji opowieść o odwadze, zdradzie, przyjaźni, śmierci, cierpliwości, rodzinie, poszukiwaniu siebie we współczesnym świecie i o tym, że czasem warto wyjrzeć poza własny horyzont.
Anna Ochenkowska-Olczak Biblioteka Kraków
Niesamowite lawirowanie poza damską i męską narracją sprawia, że mamy wrażenie jakby każde z tych rozdziałów napisał inny autor. Są tu genialnie zbudowane postaci i historia dotykająca (gdzieś tam niepozornie między słowami) naszych najczulszych punktów. To chyba już znak rozpoznawczy pana Małeckiego. I tutaj wracam do początku- czyli do porównania „Horyzontu” z „Saturnem”. Mimo, że obie historie są proste i głębokie zarazem, to przy Satku płakałam na końcu jak bóbr. Może dotknął on więcej moich czułych strun, może po prostu to właśnie syndrom przywiązania do pierwszego przeczytanego działa danego autora. Nie oznacza to jednak żadnej ujmy dla „Horyzontu”, który na pewno czytało mi się „prościej” i szybciej. Jednak to wciąż „Saturnin” zajmuje moje pierwsze miejsce w serduszku. Kto wie do kiedy- w końcu na kupce czytelniczej czekają na mnie już „Rdza” i „Dżozef” 😉 8/10
Wśród ludzi zajmujących się krytyką literacką Jakub Małecki nazywany jest także mistrzem powieści melancholijnej (bardzo sympatyczne określenie! (...) ). „Horyzont” trudno nazwać takową, choć narracja powieści i świat w niej przedstawiony w dużej części odnoszą się do przeszłości głównych bohaterów. Ich przeżycia i emocje z nią związane dalekie są od tego, co zwykliśmy utożsamiać z sentymentalną podróżą w czasie. Główną postacią w tej książce jest Mariusz (dla przyjaciół: Maniek) Małecki, 36-letni saper, emerytowany uczestnik polskiej misji wojskowej w Afganistanie, podczas której zabił 4 osoby. Po powrocie do kraju próbuje ułożyć sobie życie w warunkach pokojowych, co okazuje się wcale niełatwym zadaniem. Nawet starania odbudowania rodzinnych relacji z siostrą Mileną, jej mężem Hubertem i ich synem, a swoim chrześniakiem Dawidem nastręczają mu sporo kłopotów. Podejmuje pracę w charakterze ochroniarza, a pewnego dnia otrzymuje z wydawnictwa propozycję napisania wspomnień ze służby w Afganistanie. Ale długo nie może się zmusić do tworzenia… Nawiązuje natomiast relacje z sąsiadką, 12 lat młodszą Zuzą Krawczyk, która właśnie zdecydowała się podjąć życie na własny rachunek, wyprowadziła się z domu rodzinnego, podjęła pracę jako współautorka gier komputerowych, którymi zafascynowany jest inny sąsiad Mańka, jego towarzysz broni z misji, niejaki Miętowy, będący swoistym obciążeniem dla weterana Małeckiego. Trochę pod wpływem Zuzy Maniek odstawia na bok alkohol i ćwiczenia fizyczne i angażuje się w jej życie, które skrywa pewną tajemnicę z przeszłości, o czym wspomina jej chora babcia. Zuza pragnie ją odkryć, by tym samym poznać tożsamość nie tylko swoją, ale także najbliższych jej osób. Prosi o pomoc Mariusza. Natomiast dzięki pisanej przez niego książce ona ma możliwość zrozumienia zachowania sąsiada.
Fabuła „Horyzontu” jest niezwykle ciekawa, choćby przez swoją szkatułkową konstrukcję. Maniek opowiada o swojej afgańskiej misji w formie powieści przeznaczonej dla swojego chrześniaka, a czyni to w konwencji bajki (stąd udział w niej Czarnych Bród i Misjonarzy, którzy spotykają się w Krainie Ognia). Czytelnik dostaje więc „książkę w książce”. Żeby było zabawniej (?) bohater na poły autobiograficznej powieści Mariusza Małeckiego nazywa się… Jakub Małecki i pochodzi, jak pisarz, z Koła. Ale powieść prawdziwego Jakuba Małeckiego, którą czyta się z ogromnym zainteresowaniem i – pewnie dzięki takim chwytom, jak opisany wyżej - stosunkowo lekko, traktuje o sprawach dość ciężkich, takich jak zmaganie się z przeszłością i wywołanymi przez nią traumami (na przykład z zespołem stresu pourazowego), samotność, niemożność nawiązania normalnych relacji z innymi osobami. Zuza nazywa siebie i Mariusza „życiowymi przegrywami”, ale sposób ich przedstawienia wywołuje sympatię czytelników wobec nich. Chciałoby się, by powiodło im się mimo obecnych w ich życiu huraganów, w postaci matki dziewczyny i przyjaciela żołnierza. Ale może lepszy świat czeka na nich za horyzontem?